Przejdź do treści

Testament

TESTAMENT [1]

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

17.06.1986.

Dzisiaj, w 44 rocznicę największego dnia mojego życia, dnia moich nowych narodzin w celi skazańców na  oddziale „B I” katowic­kiego więzienia – chciałbym ku chwale Boga Ojca i Syna i Ducha Świętego wyznać z wdzięcznością, że oprócz niezliczonych innych darów otrzymałem w swoim życiu cztery niezwykłe dary, które uważam, według mojej obecnej zdolności rozeznania za najwięk­sze.

Dar pierwszy –

to dar wiary, która jako nowa, nadprzyrodzona rzeczywistość została mi wlana w jednym momencie w owym pamięt­nym dniu – jako zupełnie nowe, nie ludzką mocą zapalone światło, które świeci nawet wtedy, gdy nie pada jeszcze na żaden przedmiot i trwa cicho, nieporuszenie jak gwiazda, świecąc w ciemnościach i samo będąc ciemnością. Ta rze­czy­wistość wiary – od tamtej chwili, bez przerwy, przez 44 lata określa całą dyna­mikę mego życia i jest we mnie „źródłem wody tryskającej ku życiu wiecznemu”. Nigdy w tym okresie nie przeżywałem wątpliwości co do wiary i nigdy nie miałem innych celów i dążeń, zain­te­resowań, poza wynikającymi z wiary i skierowanych ku Ojcu przez Syna w Duchu Świętym, w realizacji wielkiego planu zba­wienia. Wszystkie decyzje były podejmowane w motywacji wiary. Wiarę przy tym zawsze pojmowałem jako decyzję osoby polegającą na od­daniu siebie i moje zaangażowanie – przynajmniej na płaszczyźnie intencji było nie­po­dzielne.

Równocześnie jednak zawsze towarzyszyła mi (i towarzyszy) świadomość, że moja służba wiary nie jest czysta, że jest ska­żona w moim wnętrzu pychą, odnoszeniem do siebie, pragnieniem bycia i posiadania dla siebie. Nigdy jeszcze właściwie nie spełniłem żadnego aktu, który w oczach Boga byłby czysty, który byłby wyrazem bezinteresownej miłości.

Ale zawsze trwała we mnie świadomość tej niedoskonałości i pragnienie wewnętrznego oczyszczenia. Długo to trwało, zanim poznałem, że nawet to pragnienie oczyszczenia nie jest czyste i wymaga oczyszczenia.

Ale tęsknota za miłością trwała przez cały czas – i to także był owoc wiary, rozwijającej swoją dynamikę ku miłości, swojego wypełnienia.

Całe 44 lata mego życia – to jeden krzyk, wołanie tęsknoty za miłością, za oczyszczeniem. Wiele razy było to wołanie głośne wśród łez, krzyk udręczonej niewolą własnego „ja” duszy. Owo „pragnę”, które trwa i potęguje się – to wielki dar mego życia, pochodzący z daru wiary. Nie wiem, kiedy Pan zaspokoi to pra­gnienie – czy jeszcze za życia czy w śmierci! Niech się stanie Jego wola! Ale, że „nawrócenie miłości” musi nastąpić – to pewne. Bo Duch nie może rozbudzać pragnienia, którego by nie chciał zaspokoić.

Cała moja wewnętrzna problematyka minionych 44 lat była również określona przez wiarę, były to etapy na drodze wiary.

Dar drugi –

to dar wizji „żywego Kościoła” jako wszystko inte­grującego programu życia i działania.

W ramach tego daru muszę wymienić dar drugich studiów teo­logicznych – z moimi pracami: licencjacką, doktorską, habilita­cyjną. W nich chodziło nie o zdobywanie wiedzy dla wiedzy czy stopni naukowych. Była to okazja, aby zaspokoić potrzebę pogłę­bienia, skonfrontowania, usystematyzowania wewnętrznej wizji dojrzewającej w doświadczeniu, z kolei stawiającym problemy i pytania.

Nigdy potem nie odczuwałem potrzeby „poprawiania”, uzupeł­nienia wyników tych studiów – ale weszły one (ich wyniki) do programu realizacji do końca życia.

Z tym się łączy drugi wieki dar szczegółowy: Dar II Soboru Watykańskiego i jego wizji Kościoła – communii. Wchłonięcie tej wizji i położenie jej u podstaw działania!

Działanie to zamyka się w charyzmacie Ruchu Światło-Życie, ruchu Żywego Kościoła, „eklelzjologii Vaticanum II zamienionej na język pewnego ruchu i działania” (Kard. Wojtyła). Przynajmniej od roku 1963 (pierwsza oaza młodzieżowa w Szla­chtowej) trwa we mnie – nie zmieniając się zasadniczo – tylko dojrzewając, rozwijając się organicznie – ta przedziwna „ente­lechia” – jakby sterująca mną od wewnątrz – wizja Kościoła – stającego się Kościołem żywym przez wcielanie się w konkretne wspólnoty. Lata 1969-1981 – to szczególnie okres niezwykłego rozwoju Ruchu. –

Patrząc na jego rozwój, owoce, na tę rzeczywistość w życiu Kościoła w Polsce – nie mogę w tym nie widzieć daru – charyzma­tu. To nie zostało przeze mnie wymyślone, stworzone, ale zosta­ło mi dane i zadane. Wiele w tym było przymieszki własnych, niedojrzałych pomysłów, przeszkadzałem często jak mogłem temu dziełu. Ale właśnie fakt, iż mimo to trwało ono i rozwijało się według pewnej stałej, wewnętrznej logiki, świadczy o tym, że jest to dar.

Za ten wielki dar mego życia, za to, że mogłem stać się narzędziem w tym dziele – niech będzie chwała Ojcu przez Syna w Duchu Świętym!

I jeżeli miałbym coś do przekazania i chciałbym coś przekazać w moim duchowym testamencie – to właśnie ten dar – cha­ryzmat Światło-Życie. Zrozumienie, umiłowanie, wierność wobec tego charyzmatu. Wydaje mi się bowiem, że ciągle jeszcze mało jest ludzi – także w Polsce, którzy już otrzymali łaskę zrozu­mienia znaczenia tego charyzmatu dla odnowy oblicza Kościoła – Chrystusowej Oblubienicy – Nowej Jerozolimy zstępującej z nieba na ziemię.

Gdyby Pan pozwolił mi jeszcze żyć i działać – jednego bym pragnął, abym mógł skuteczniej i owocniej ukazywać w pośrodku współczesnego świata piękno i wielkość Tajemnicy Kościoła – sakramentu czyli znaku i narzędzia jedności wszystkich ludzi.

Dar trzeci –

to dar Wspólnoty Niepokalanej Matki Kościoła!

Jest to dar tak wielki, że postawiłbym go – jeżeli chodzi o znaczenie dla mojego życia – obok daru drugiego – charyzmatu Ruchu Światło-Życie. Zresztą jednego od drugiego nie można oddzielić.

Stawanie się, rozwój WNMK – życie w ciągłym dialogu z nią, oparte o jej diakonię – to fascynująca przygoda mojego życia. Zaczęła się prawie równocześnie z moją drogą kapłańską. To jakby droga Maryi, Służebnicy Pańskiej u boku Chrystusa-Ka­płana. Byłoby to zuchwałością, gdybym powiedział, że WNMK – to „dzieło mojego życia”. Bo przecież zrobiłem ze swej strony wszystko, aby ją zniszczyć. Jej wierne trwanie – mimo moich wad charakteru i błędów, które mogły to dzieło udaremnić – to oczy­wisty dowód, że jest to dzieło Niepokalanej, Matki Kościoła, dzieło w planach Bożych zadekretowane.

A ile ja przez tę wspólnotę otrzymywałem łask, pomocy, wsparcia, pociechy i ra­doś­ci! To jest historia dla siebie, o której można by zapisać księgi!

Bez istnienia tej Wspólnoty – niemożliwe byłoby powstanie Ruchu Światło-Życie.

Za to dzieło niech będą szczególne dzięki Niepokalanej, Matce Kościoła! To jest Jej szczególny dar dla mojego życia!

Wspólnota ta towarzyszyła drodze mojego życia jak dobry Anioł Stróż!

W jej też ręce składam testament mojego życia.

Dar czwarty –

to dar uczynienia siebie darem całkowitym. –

Ten dar stał się moim udziałem na przestrzeni ostatnich lat, tu w Carlsbergu.

Jest to owoc (trwającej jeszcze) ciemnej nocy zmysłów i ducha. Tyle ich już było – tych nocy. Te Drogi Krzyżowe w oko­licznych lasach. Wędrówki do Źródła Mara, na Górę Moria i na Górę Nebo. Przeżywanie Konania Ogrójca i Konania Golgoty, „Mis­tyczne ukrzyżowanie” w Bad Mergentheim.

Dokonało się w tym (i dokonuje) „przedzieranie” się świadomości i woli ku temu, co ostateczne, nieuniknione, pewne: ku własnej śmierci!

Egzysten­cjalne „Amen” na własną śmierć – w przekonaniu i wierze – że śmierć to największe i właściwe jedyne „dzieło”, jakiego mogę „dokonać” w moim życiu! Bo tylko śmierć nie może być skażona aktem „posiadania” siebie.

Nieraz – jak Job – przeklinałem „w piekle miłosierdzia” godzinę, w której zostałem poczęty.

Stany te są nie do zniesienia – a jednak są to godziny, dary najcenniejsze. Tutaj Pan, który „wydał Siebie” za mnie uczy mnie oddawać Jemu siebie! I tylko w tym wypełnić się może sens mojego życia!

Dlatego chwała Ci Boże Niepojęty za to światło ciemnych nocy – które jedynie może przywrócić mnie Tobie!

*

Dlaczego dzisiaj – w 44 rocznicę moich narodzin – przyszła mi myśl napisania tego Testamentu?

Jest pewien powód zewnętrzny. Skrzep w nodze, który od kilku dni mnie unieruchomił, jątrząca się rana palca od nogi, która nie goi się od 4 miesięcy i powoli rośnie (cukrzyca!) – to wszystko stawia mi przed oczy realną wizję odejścia. Może to być początek drogi krzyżowej, z której już nie ma zejścia. Upadki kolejne, przybicie, konanie. Tygodnie, miesiące, lata? Ogrom cierpień – nie dających się przewidzieć, na pewno o wiele większych, niż wszystko dotąd!

Wszystko jest w ręku Pana. Ale wymaga On ode mnie, abym do końca wypowiadał już teraz Amen do tej godzimy, która u Niego już jest wiadoma i do wszystkich stacji tej drogi krzyża i okoliczności konania!

Tu zaczyna się sprawa największa mego życia.

AMEN!

Da robur, fer auxilium!

*

Testament – to ostatnia wola o przekazaniu spadku, spuścizny.

Zwykle chodzi o dobra materialne, prawa własności…

Jestem w tym szczęśliwym położeniu, że nie mam naprawdę nic.

Złożone kiedyś w sądzie (Amtsgericht Grünstadt) oświadczenie „pod przysięgą” – gdzie na wszystkie pytania dotyczące posiadania majątku odpisywałem „nie” – odpowiada do dziś rzeczywistości.

Jeżeli są jakieś rzeczy osobiste używane – może prawa autorskie? – niech wszystkim dysponuje Wspólnota Niepokalanej, Matki Kościoła.

Jeżeli natomiast chcę coś przekazać – to właśnie i tylko to, co sam otrzymałem jako wielkie dary mojego życia!

– Świadectwo życia z wiary – będące wielkim cudem Miłosier­dzia Bożego i Mocy Ducha Świętego

– Charyzmat Ruchu Światło-Życie – jako dar dla Kościoła – tak jak został mi ukazany i jak zdołałem go wyrazić.

– Charyzmat Wspólnoty Niepokalanej Matki Kościoła – jako dar dla Ruchu Światło-Życie, a przez niego dla Kościołów lokalnych.

– Dar mojego życia w jego śmierci, ze wszystkimi cierpieniami które do niej prowadzą i z nią się łączą.

Chcę – z pomocą łaski Pana, w mocy Jego Ducha – w zjedno­czeniu z Maryją pod Krzyżem – ofiarować to życie – za dzieło Ruchu Światło-Życie ze Wspólnotą Niepokalanej, Matki Kościoła – za mającą powstać Wspólnotę Kapłanów Chrystusa-Sługi i za to dzieło w Carlsbergu, aby mogło jako Sanktuarium Niepokalanej, Jutrzenki Wolności, Źródła Światła i Życia – być tronem Jej łaski i sercem Ruchu.

Amen.

*

TROSKI…

Uzupełnienie testamentu…

Czy można w testamencie przekazać również swoje troski, nie wykonane zamierzenia, otwarte zadania – sugerując, aby inni je przejęli, kontynuowali?

W pewnym sensie wynika to z koncepcji testamentu jako przekazania charyzmatu.

Z drugiej strony – przyszłość – „futurologia” to dziedzi­na wyłącznie Bogu zastrzeżona.

Ja muszę się koncentrować na tym, czego Bóg teraz ode mnie oczekuje i zo­sta­wić Mu decyzję jak długo jeszcze i dla dokonania jakich dzieł będzie się chciał mną po­słu­giwać. Nie zapominając nigdy, że największym dziełem, którego Bóg na pewno chce – jest moja śmierć – jako oddanie życia!

Wiem jednak, że św. Ignacy prosił Boga, aby mógł w swoim życiu doczekać się pewnych faktów (np. zatwierdzenia konstytu­cji zakonu).

Ja także widzę pewne zadania, które są potrzebne do jakiegoś zamknięcia tego, co było powołaniem mego życia. Widzę, że pewna wewnętrzna logika się tego domaga. I że Pan jednak zawsze posługiwał się tą cechą mojej osobowości, że jest we mnie zawsze logika pewnej wizji – i w związku z tym planowa­nie i „wybieganie” naprzód!

Wiem oczywiście że … „myśli moje, drogi moje nie są myślami, drogami waszymi. Jak oddalone jest niebo od ziemi…”

Poddaję się Jego zamiarom i decyzjom wobec mnie! Boję się własnych – „oddolnych” zamiarów, decyzji, czynów.

Na bazie całego mojego oczyszczenia minionych lat – chciałbym sformułować pewne dalsze „logiczne” etapy rozwoju – „zabezpieczenia” dzieła Światło-Życie. Bez nich miałbym poczu­cie niedokończenia dzieła! Wiem również, że umrę na Górze Nebo – oglądając z daleka Ziemię Obiecaną.

Ale – jeżeli tak chce Pan – chciałbym jeszcze przed odejściem:

  1. Dożyć opracowania nowych konstytucji WNMK i ich zatwier­dzenia przez Kościół.
  2. Zrealizować roczną „szkołę animatorów Ruchu”, jako drugi, obowiązkowy rok formacji wstępnej WNMK – (po roku „Nazare­tu”) – aby weszło to na stałe w rytm formacyjny WNMK!
  3. Potem w oparciu o to opracować metodę i program „szkoły animatorów Ruchu Światło-Życie” i wprowadzić ją w system formacyjny Ruchu.
  4. Zabezpieczyć fundamenty – warunki systematycznego działa­nia Maximilianum – wyd.[awnictwa] i drukarni Ruchu – aby Ruch miał potrzebną literaturę! Opracować zrąb literatury formacyjnej Ruchu – przekazać w tej formie charyzmat.
  5. Centrum Światło-Życie – jako Sanktuarium Jutrzenki Wolności, Źródła Światła i Ży­cia – doprowadzić do takiej „stabilizacji” – aby mogło w swoim właściwym cha­rak­terze funkcjonować – aby trwało „immanentną” siłą swojej duchowości i tradycji.
  6. Czy powstanie Wspólnoty Kapłanów Chrystusa Sługi – także należy do tych zadań – przed wypełnieniem których trudno byłoby mi śpiewać radosne „nunc dimittis”?

Już tyle razy dochodziłem w tym punkcie do stwierdzenia: Chyba do tego dzieła nie jestem powołany. Może tu leży to moje „mojżeszowe”: „nie wejdziesz tam!”

– Miłosierdzie Boże jest nieograniczone, dobroć Niepokala­nej niepojęta. –

Ale – byłby to już dla mnie chyba „nadmiar do­broci”?

Więc zostawiam to Tajemnicy Bożych wyroków i Bożej Miłości.

Amen.

18.06.1986

Ks. Franciszek Blachnicki

 

[1] Tekst autoryzowany przez Gizelę Skop i Zuzannę Podlewską 14 września 2005 r.