Wydarzenie na górze Tabor miało umocnić wiarę Apostołów oraz przygotować ich na przeżycie męki i śmierci Jezusa. Tam właśnie Chrystus objawił swoją prawdziwą naturę, swoje bóstwo.
Popatrzmy, w jaki sposób chciał nam przekazać te treści Kiko Arguello, założyciel Drogi Neokatechumenalnej, w namalowanej przez siebie ikonie.
W centrum kompozycji, która została oparta na kilku zmniejszających się okręgach znajduje się Chrystus w lśniąco białym odzieniu.
„Wyraźnie widzimy także podział na dwie strefy: niebieską, w której znajdują się Chrystus, Eliasz i Mojżesz, oraz ziemską, gdzie umieszczeni są Apostołowie. Taki podział występuje w ikonografii zarówno wschodniej, jak i zachodniej w wielu przedstawieniach związanych z objawieniem się Boga i podkreśla właśnie połączenie w jednej scenie sacrum i profanum”. (Z tekstu Korona misteryjna, o cyklu 15 obrazów ilustrujących życie Jezusa i Maryi, umieszczonych w górnej partii kościoła w seminarium misyjnym Redemptoris Mater w Warszawie, http://redemptorismater.pl/rmw/?p=1525)
Przebywający tam Apostołowie znaleźli się na chwilę jakby na granicy tych dwóch światów.
Przemienienie Pańskie jako zjawisko nadprzyrodzone budziło zachwyt, ale zarazem lęk. Tak właśnie określali wydarzenie na górze Tabor ojcowie Kościoła – jako moment zachwytu i jednocześnie świętego przestrachu.
Poznajmy więc to, co sami przeżyli i opisali dwaj nasi znaczący poeci, którym łatwiej było, dzięki bogatemu słownictwu, znaleźć odpowiednie słowa. Może przybliżą nam doświadczenie Apostołów.
- Słowacki
Zachwycenie (urywek)
. . . . . . . . . . . . . . . .
Bo mój Stworzyciel znalazł mię na ziemi
I napadł w nocy ogniami złotemi…
Bo Pan, mówiący w objawieniu: Jestem,
Napadł mię w ogniach z trzaskiem i szelestem.
Przetoż się, Panie, wiecznie upokorzę
Pomnąc na ono płomieniste łoże.
Gdy Pan nade mną stał w ognia oponach,
Gdym był jak ptaszek w Pana mego szponach,
Gdy stał nade mną jak ogień straszliwy,
Kiedym się w strachu sądził już nieżywy –
Dlaczegoż bym się, o Panie, zapierał,
Żem drżał i cały z przestrachu umierał..
Dlaczegoż bym się miał zapierać strachu,
Żem drżał jak listek w Pana mego gmachu?
Takiej bojaźni bym nie doznał, Panie,
Choćbym się dostał pod mieczów ścinanie.
Choćbym czuł w sobie to, co ludzie święci,
Tak bym nie stracił wiedzy i pamięci.
Przywalon byłem Twej lekkości skałą,
Serce jak ptaszek zlękniony latało.
Światłem zalały się moje alkierze,
A jam był porwan jako lekkie pierze.
I przez wiatr lekki, i przez szelest święty
Byłem pochwycon, a z łoża nie zdjęty.
- Przerwa Tetemajer,
I miałem chwilę….
I miałem chwilę, że świat przed oczami
Zasłonił mi się niebieskimi mgłami
I świetlał cały, jak o słońca wschodzie
Świetleją fale niebieskie na wodzie.
I miałem chwilę takiego zachwytu,
Jakbym już nie był więcej częścią bytu,
Ale tak w przestrzeń pustą, nieskończoną
Tonął, jak mewy w widnokręgu toną…
I tylko w dali ledwo widniejące
Drzewa się w dole złociły na łące,
I jakby domy białe, pełne słońca,
A wkoło przestrzeń i błękit bez końca…
I nic nie czułem, co człowiek czuć może,
Zdało się, szaty Twej dotykam, Boże,
I złudnie ludzkiej odjęty pamięci,
Przez chwilę byłem, jak są wniebowzięci…